niedziela, 31 grudnia 2017

Posprzątaj we wnętrzu, zrób miejsce dla Siebie!


Ostatnio modne jest sprzątanie, pozbywanie się rzeczy, slow life, slow fashion, Dan-Sha-Ri... I dobrze, to objaw rosnącej świadomości. 
Synonimami dobrego stylu i prestiżu przestały być już góry przedmiotów i gadżetów piętrzące się w naszych domach. 
Synonimem prawdziwie zorganizowanego i wolnego zarazem życia jest posiadać mało ale dobrej jakości, mieć w domu niemal pusto, nie przywiązywać się do rzeczy, sytuacji, osób, robić miejsce, umieć odpocząć... i mieć czas na wszystko.
Jeszcze trochę a nie-medytowanie będzie objawem braku higieny psychicznej i wstyd będzie się do niego przyznawać 
Ale jak medytować? Co to właściwie znaczy?
Bardzo często słyszę lub czytam pytania na temat medytacji, czym jest a czym nie jest.
Tak się złożyło, że spróbowałam (często dość intensywnie) wielu różnych sposobów medytowania. Wyłoniło się z tych doświadczeń pewne kryterium, którym się tutaj z Wami dzielę.
A tym kryterium jest to, co łączy sprzątanie z medytacją.
Tak: najpierw po prostu trzeba posprzątać! Bóg (którego rozumiem raczej na sposób wedantyczny niż antropomorficzny) nie zamieszka w zagraconej świątyni.
Medytacja "Jestem, który jestem" to wprowadzenie do cyklu wykładów o medytacji i lekcji medytacji, którymi będę się dzielić tutaj i na You Tube.
Zapraszam do wspólnego zajrzenia w siebie i do zrobienia miejsca, bez którego nie ma opcji na nowe(go Ciebie).

wtorek, 4 października 2016

Czarny

W słynnej serii filmów Kieślowskiego, reżysera, któremu bliskie są wartości etyczne, zabrakło koloru czarnego... Natomiast nie brakuje go przez ostatnie dni na portalach społecznościowych i na ulicach większych miast.

Facebook aż kipi od zdjęć dziewczyn ubranych na czarno z zadziornie a nawet agresywnie wzniesionymi w górę palcami środkowymi w jednoznacznym, zapożyczonym z amerykańskich slumsów i filmów geście fuck you. Geście fallicznym, twardym, bezwzględnym.



Wczoraj w Krakowie taksówkarz wiózł mnie przez odległe przedmieścia z jednego miejsca w centrum na drugie, oddalone o trzy kilometry, dodając do zwykłej trasy jakieś 10 kilometrów. Co było przyczyną tak nietypowej podróży? Nie był to kaprys kierowcy. Były to pozamykane arterie miasta. Tysiące kobiet ubranych na czarno wyrażało niezgodę na jakąkolwiek interwencję prawną w ich "wolny wybór" dotyczący decyzji o tyn czy urodzić poczęte dziecko...czy nie.
Nie urodzić - znaczy - zabić. Nie bawmy się w eufemizmy.
Kto i jak zdołał namówić te ogromne rzesze ludzkich istot, potencjalnych i faktycznych matek do walki o prawo do zabijania? W czyim interesie jest przekonanie kobiet o tym, że aborcja to kwestia "prawa do macicy" a nie decyzja totalnie kwestionująca wartość i tajemnicę życia?
Miły Pan od niechcenia zagadnął:
- Co Pani sądzi o tym proteście? Chyba dobrze robią, no nie?
- Nie chcę mówić o ustawach. Wiem natomiast całkiem sporo o tym, co dzieje się z kobietą na skutek zabicia jej własnego dziecka. Wiem, bo pracuję z takimi kobietami. Spotykam je, i niezależnie od tego kiedy doświadczyły tej tragedii - zawsze cierpienie z nią związane mają tuż pod makijażem. To staje się tematem ich życia...i ich umierania za życia... Często odrzucają swoich partnerów. Albo w ogóle tracą zainteresowanie seksem. Bardzo często w ich ciele pojawiają się guzy piersi i jajników. Tak więc widzę, że aborcja jest koszmarem, traumą, zaprzeczeniem sobie jako istocie kochającej życie, postawieniem siebie w jednym rzędzie z mordercami... Kiedy jest po wszystkim, żadna teoria ani historia tego nie zmienią. Tak kobiety potem widzą siebie, myślą o sobie, tak bardzo winią siebie...że dałyby wszystko, aby cofnąć czas.
Taksówkarz był poruszony.



- Nie miałem pojęcia, że to takie poważne... - westchnął z zadumą, być może nad własnym nienarodzonym dzieckiem i przekręcił gałkę w radio. Dało się słyszeć, że właśnie nadają relację z "czarnego protestu". Ktoś na tle pewnych siebie krzyków kobiecym głosem mówił: "Wiemy, że aborcja jest traumą, nie namawiamy do usuwania ciąży, same mamy dzieci. Chodzi nam tylko o to, że nikt nie powinien nam narzucać rodzenia ich, kiedy tego nie chcemy."



Zgrabnie ułożona wypowiedź. Teoretycznie trudno się nie zgodzić. Gdyby nie... dręczące w trzewiach poczucie, że nikt w całym tym zamieszaniu nie pomyślał o małym bezbronnym człowieczku, że może z punktu widzenia życia jest trochę za późno na "chcę- nie chcę", kiedy człowiek ten już istnieje?

Kim są kobiety, które uwierzyły, że istnieje "ciąża będąca zagrożeniem życia"? Co dzieje się w sercach kobiet, które szczerze boją się takiej ciąży i nie wierzą tak bardzo swoim ciałom, że aż muszą o nie walczyć mówiąc "martwa nie urodzę"? Czy ktoś słyszał kiedykolwiek, żeby ciąża zabiła? Matka Natura dba o ciało kobiety w zadziwiający sposób. Każda z nas, która kiedykolwiek była w ciąży i urodziła dobrze o tym wie. Kiedy ciąża miałaby być zagrożeniem dla życia, wówczas nastąpiłoby samoistne poronienie... z którym też wcale nie łatwo sobie poradzić.

Niejednokrotnie widziałam... Po wielu latach...Matka pochylona nad reprezentantem martwego płodu...dziecko mówi: "zimno mi, chcę aby na mnie spojrzała..." A ona nie potrafi, boli zbyt mocno...W końcu patrzy...przykuca, pochyla się... i przytula. "Teraz cieplej" mówi dziecko, czuje się włączone, potrzebne.

Kiedyś za normalne uważano bicie "własnych" dzieci, wykorzystywano je też jako tanią siłę roboczą. Wciąż się to robi w niektórych częściach świata. Tutaj, w rozwiniętej cywilizacji zachodniej nie popieramy takich praktyk. Tutaj "tylko" zabija się te niewidoczne, ledwo poczęte... i - w zasadzie -tylko takie wstrętne, na przykład z gwałtu albo z wadami...Inne, zdrowe, tylko kiedy lekarz napisze, że coś z nimi nie tak... My naprawdę wiemy co to jest kulturalna eksterminacja.


Proszę tylko spojrzeć na doskonale zorganizowane obozy zagłady. Takie jak rzeźnie. Praktycznie trudno się domyślić, że pachnące mięsko było kiedyś żyjącą i czującą istotą. Pełna kultura. Podobnie wystarczy uznać, że to małe "coś" w brzuchu kobiety to jeszcze nie człowiek. Stara jak świat dialektyka: postanawia się w ramach danej ideologii, że TO, co właśnie zamierzamy zabić w ogóle nie jest człowiekiem. Problem lojalności gatunkowej załatwiony. Przykazanie etyczne "nie zabijaj" nie dotyczy. A przynajmniej dopisujemy do niego co nieco drobnym druczkiem: "...chyba, że zabijasz zwierzę, embrion, Żyda, Murzyna, Araba-terroystę... itp.".

Materialistycznie ukształtowane sumienie zostało perfekcyjnie ustawione na straży "racjonalności", gotowe na wszelkie "logiczne" wyjaśnienia - wystarczy, że uznamy, iż nie do końca wiadomo czy to białko w macicy to już był człowiek... Ważne, żeby skupić się na ideach, takich jak czystość rasowa, wolność osobista, prawo do... potem w imię tych idei zabija się, likwiduje, usuwa, zakopuje, pali. Ale zapomnieć nie sposób.

Jak długo rozgrzebujemy rany po II Wojnie Światowej? Jak wiele ofiar woła wciąż o szacunek?

Dokładnie tak samo dzieje się po latach z kobietami, które zdecydowały się na aborcję. Tyle, że ich nikt nie rehabilituje. Nie ma komu zrozumieć, przytulić, pocieszyć, zrobić pogrzebu dziecku, nadać mu imię... Ona często nawet nie wie, że tak trzeba. Nie ma pojęcia, że w ogóle da się to dziecko "spotkać". A jeżeli się dowie, to ulga jest taka, jakby upadł trzytonowy kamień. Płacze, przytula, nie chce oddać...

Dlaczego to zrobiłam? Pyta.
Bo serca nikt nie pytał. Bo serce wie, ono by wiedziało już wtedy... Dlatego potem, po kilku, kilkunastu latach łzy nie przestają płynąć a za możliwość cofnięcia czasu oddałoby się majątek.

Moje myśli odpłynęły w kierunku hipotezy, że za tym całym szaleństwem musi stać jakiś interes, jakaś głębsza polityka.

Zobaczmy ten scenariusz jako Bajkę o złym czarodzieju.

Niech będzie to Czarnoksiężnik Prawe Ramię Ciemności, któremu na pewien czas powierzono władzę w królestwie. Czarnoksiężnikowi powierzono tylko jedno zadanie: zniszczyć kobiecą moc w zarodku (sic!), zniszczyć piękno Bogini, nie pozwolić na przebudzenie się Matki Ziemi.


Miał on osiągnąć cel paradoksalny: doprowadzić do tego, by kobiety z własnej woli zamiast dawać  życie - odbierały je, by walczyły jak mężczyźni, by klęły i bluzgały, by przestały nosić zwiewne suknie w kwiaty a zamiast tego ubierały się na czarno, wyglądały jak mężczyźni, by gardziły życiem, gotowe pójść na wojnę... Zadanie ostateczne brzmiało: sprawić, by kobiety czuły swoją moc nie w dawaniu życia ale jedynie we własnym sprzysiężeniu w krucjacie przeciw życiu.

Gdybym była tym Czarnoksiężnikiem to uznałabym taki plan za skuteczne narzędzie obrony planety Ziemia przed szerzącym się "wirusem" świadomości Bogini. Nie ma lepszego sposobu na odciągnięcie kobiet od ich połączenia z całością istnienia, Matki Ziemi,  z czułym rytmem Gai, niż wmówienie im, że to Wielka Krzywda kiedy nie mogą dobrowolnie odbierać życia poczętych w ich łonach dzieci.

Rozpowszechniłabym na wszelkie sposoby mem zawierający przesłanie oburzenia  i zawziętości w walce o prawa do swojego ciała. Udawałabym, że ktoś próbuje posiąść to ciało na własność przez tworzenie ustaw zakazujących zabijania czegoś, co nie wiadomo czym właściwie w ogóle jest.

Zignorowałabym zupełnie fakt, że aby to zabicie mogło być skuteczne trzeba dokonać brutalnego wtargnięcia we własne, bronione tak zawzięcie przed dzieckiem ciało, bo to trąciłoby niesmacznym paradoksem.

Odwróciłabym też uwagę od żałoby, jaka nieuchronnie towarzyszy kobietom po utracie swoich dzieci wdrukowując w ów mem kolor czarny. Przewrotnie - żałobą uczyniłabym fakt nie możności zabicia. Dokonałabym tego z pełną świadomością, że w ten sposób w podświadomość zbiorową kobiet zostanie wszczepiona incepcja oddzielająca matki od życia, pozwalająca im negować wartość życia w samym jego centrum, w miejscu gdzie nie sięga nawet władza polityków i kościołów, we własnym łonie...



Zadałabym sobie ten trud, aby mieć pewność, że łono zostanie odarte z tajemnicy i że przestanie być świątynią życia, powstającego w cichej symfonii dwu bijących w cudownej harmonii serc...W ten sposób łono stanie się "tylko macicą", własnością podobną do samochodu.

Wówczas każdy, kto nosi biały fartuch będzie mógł bezkarnie wsadzać swoje łapy, niczym mechanik samochodowy, w to odsakralnione łono, czyli "macicę" i rozszarpywać na strzępy uznane przez zainfekowany umysł za "niepotrzebne" powstające tam Istnienie... I - o ironio! - będzie to robił na skutek wiary w hasło: "łapy precz od mojej macicy!".

Reszta eksterminacji dokona się już sama - w zaciszu czterech ścian kobiety będą winiły siebie i karały... Będą czuły do siebie wstręt. Będą chciały umrzeć, odpokutować.  Będą fantazjowały o tym, kim byłoby to nienarodzone dziecko. Będzie je rozrywać tęsknota za nim i za możliwością, która na zawsze pozostanie w sferze rzeczywistości alternatywnej, czymś co było tak blisko, tak realne... jak usłyszeć śmiech swojego dziecka, kiedy się bawi...zobaczyć jego oczy, kiedy dziękuje...



Te mniej wrażliwe zepchną całą traumę w cień zaprzeczenia i rzucą się w "robienie kariery", bo przecież mamy na podorędziu i taki mem. Zakopią pod dywan prawdziwe uczucia i doświadczenia wraz z nieżyjącym "płodem". Na jakiś czas.

Dla odrzuconych, niedoszłych ojców pozostanie pornografia. Szybko zapomną. W końcu ciąża to tylko "wpadka", niemiły skutek uboczny uprawiania seksu.

Jednakże zarówno jednym jak i drugim - mężczyznom i kobietom okaleczonym, zainfekowanym wrogimi życiu ideami - daleko będzie do stania się Bogiem i Boginią. Lub chociaż ujrzenia Bogini. Dająca Życie, Gaja...umrze. Bogini podobna do Matki, do radosnej pięknej Wiosny odejdzie w zapomnienie... Nikt nie przyjdzie do czarnej, smutnej Wenus, aby poznawać jej nauki. Dla Kali także nie będzie miejsca. Bo Kali odcina głowy w obronie niewinnego, bezbronnego i narażonego na atak życia.

Nie znajdą nigdzie takiej Bogini, która byłaby zdolna dla własnej wygody zabić tworzące się w niej życie. To byłby oksymoron, sprzeczność, zaprzeczenie samej sobie. Przecież nawet drzewa wspierają nowe nasionko w tworzeniu kiełkującego zarodka.

Koniec szacunku do życia równa się końcowi Bogini. I końcowi tego świata.

A  z drugiej strony, odwracając uwagę w kierunku walki o prawo do zabijania poczętego życia, możemy bezszelestnie wprowadzić ustalenia dotyczące dalszej eksploracji Matki Ziemi poprzez jej wyjałowienie Randapem, niszczenie zdrowych nasion na rzecz modyfikowanych i zagarnianie coraz to nowych obszarów.

Czy to przypadkowa zbieżność? Wprowadzamy prawo do niszczenia życia w łonach kobiet i prawo do niszczenia zasobów Ziemi. Odpowiedzcie same, zobaczcie sami...


Kochane siostry,wiem, że dotykam trudnych dla Was tematów. Wiem, że Wasze ego może się tutaj oburzyć. Wiem też, że trzeba mówić prawdę, nawet kosztem trudności z przyjęciem jej przez innych. Kiedy w Waszych łonach zakiełkuje życie, PROSZĘ, nie podejmujcie decyzji w oparciu o "chcę-nie chcę" tak, jakby chodziło o nowy kierunek studiów. Dokonując aborcji trafiacie na uniwersytet całodobowego cierpienia dzień po dniu lub całożyciowej walki aby zaprzeczyć i w końcu kiedyś "zobaczyć" to dziecko w postaci raka piersi, macicy, jajnika lub guza mózgu. Zaś powód, dla którego tak się dzieje jest jeden - Rzeczywistość pozostaje kochającą Matką, ona nie zapomina.

Pamiętajcie jednak także, że jeśli macie aborcję już za sobą, to trzeba jak najszybciej skutecznie WYBACZYĆ. Sobie, lekarzowi, partnerowi... Takie cudownie leczące procedury wybaczania znajdziecie na tym blogu. Możecie także przyjść na prowadzone przeze mnie zajęcia Restartingu lub ustawienia hellingerowskie, Mandale Systemowe. Wtedy razem dotkniemy bólu, pozwolimy mu się wyrazić w objęciach akceptacji i miłości...A potem możemy uzdrowić pole poprzez zobaczenie Dziecka jako pełnoprawnego członka ludzkiej Rodziny.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Tylko dla prawdziwych mężczyzn

Kochane Kobiety, kochani Mężczyźni!

Tak, tak, wiem z zaufanych źródeł, że mój blog "dla kobiet" ma wielu czytelników płci, niesłusznie chyba uważanej za "brzydszą" ;)

Wygląda na to, że czas oficjalnie poszerzyć zakres bloga i jego grupę docelową.
Póki co, dzielę się dzisiaj niezwykle ważnymi informacjami na temat prostych działań, które mogą wnieść wiele dobrego w relacje kobiet i mężczyzn.



Od jednego z tych wspaniałych Rycerzy usłyszałam niedawno: "my, wierne czytelniczki twojego bloga"... Tak więc nie ma co dłużej udawać, że czytają tylko kobiety, co jest dla mnie wiadomością zaszczytną i prowokującą do refleksji nad jednoczeniem się płci oraz... wszelkich przeciwieństw.

Tu, jeśli pozwolicie (Czytelniczki i Czytelnicy) - mała dygresja.
Obecnie przebywam w mojej ukochanej Portugalii, podczas gdy mój kochany mąż przebywa wciąż w (również kochanej) Polsce. Przy okazji przeprowadzonej ostatnio rozmowy skypowej miałam wielką przyjemność usłyszeć jego życzenia dla wszystkich kobiet. Tą piękną odezwą z wielką przyjemnością tutaj się z Wami dzielę.


Oto życzenia mego męża (tak, to ten uroczy gościu powyżej :), umieszczone w kontekście rozgrywających się właśnie mistrzostw świata w piłce nożnej:

"Oby już nigdy żadna kobieta nie musiała uznać, że w imię bliskości z mężczyzną rezygnuje z szacunku do siebie, z tego co kocha, co jest jej pasją. Oby w obliczu wyboru: "albo być przy nim niewidzianą albo samej ze sobą" zawsze wybierały raczej zostać same, niż patrzeć jak mąż z kumplami pije piwo, emocjonując się piłką. Każda kobieta zasługuje na uwagę poświęcaną tylko jej w pełni, na bycie traktowaną zawsze jak najważniejsza osoba w otoczeniu swojego mężczyzny. Jeśli tak się nie dzieje - dla dobra własnego i tego mężczyzny powinna zostawiać go samego zawsze kiedy o tym zapomina i czuć się wspaniale ze sobą lub z innymi." Mój Drogi Mąż powiedział także, że jego zdaniem, w innym przypadku mężczyźni będą w zbyt komfortowym położeniu aby chcieć to zmienić.

Dziękuję Ci, Łukaszu, niech Twoje przebudzenie będzie udziałem każdego mężczyzny! <3


Niech Twoje przesłanie idzie w świat, kochani mężczyźni i cudowne kobiety w dobie footballu i zauważania siebie nawzajem!

Dziś natomiast przyszedł do mnie dodatkowo ten inspirujący fragment książki innego świadomego mężczyzny, Davida Deidy:

"Droga pełniejszego mężczyzny” – David Deida
Większość mężczyzn popełnia błąd myśląc, że pewnego dnia nastąpi koniec. Myślą, że jeśli będę pracował wystarczająco dużo, to pewnego dnia będę mógł odpocząć”. Albo „Pewnego dnia moja kobieta coś zrozumie i wtedy przestanie narzekać”. Albo „Robię to tylko chwilowo, żebym pewnego dnia mógł robić to, co naprawdę chcę robić w życiu”, Błędem mężczyzny jest myślenie, że ostatecznie sprawy będą wyglądać inaczej w jakiś fundamentalny sposób. Nie będą. To się nigdy nie kończy. Jak długo trwa życie, twórczym wyzwaniem jest walczyć, grać I kochać się z chwilą obecną, jednocześnie ofiarując swój wyjątkowy dar.
To się nigdy nie skończy, więc przestań czekać aż przyjdzie to lepsze. Poświęć od teraz minimum jedną godzinę dziennie, by robić to, co odkładasz na później, czekając na ustabilizowanie się twojej sytuacji finansowej lub na chwilę, kiedy twoje dzieci dorosną i opuszczą dom lub do momentu, kiedy zrealizujesz swoje zobowiązania i poczujesz się wolny, by robić to, co chcesz robić naprawdę. Nie czekaj już dłużej. Nie wierz w mit „pewnego dnia, gdy wszystko będzie wyglądało inaczej”. Rób to, co kochasz robić, na co czekasz by robić, co urodziłeś się by robić, teraz.

Przynajmniej jedną godzinę dziennie rób to, co zwyczajnie kochasz robić – co w głębi serca czujesz, że powinieneś robić – pomimo codziennych obowiązków, które pozornie cię ograniczają. Ostrzegam jednak już teraz: może się okazać, że nie potrafisz lub nie będziesz tego robił, że w gruncie rzeczy twoje wyobrażenie przyszłego życia jest tylko fantazją.

Odwlekanie jest najczęstszą wymówką dla braku twórczej dyscypliny. Brak pieniędzy i zobowiązania rodzinne nigdy nie powstrzymują mężczyzny, który naprawdę chce coś zrobić, ale dostarczają wymówek mężczyźnie, który od początku nie jest gotowy na twórcze wyzwanie. Dowiedz się dzisiaj, czy jesteś gotowy robić to, co konieczne, by ofiarowywać swój dar w pełni. Jako pierwszy krok, poświęć dzisiaj przynajmniej godzinę na dawanie swojego najpełniejszego daru, czymkolwiek jest on na dzień dzisiejszy, tak byś kładąc się spać, wiedział, że nie mogłeś przeżyć tego dnia z większą odwagą, bardziej twórczo i ofiarnie.

Poza mitem, że pewnego dnia twoje życie będzie fundamentalnie inne, możesz też wierzyć i mieć nadzieję, że pewnego dnia twoja kobieta zasadniczo się zmieni. Nie czekaj. Załóż, że zawsze będzie taka jaką jest obecnie. Jeśli jej zachowanie czy nastroje są dla ciebie naprawdę nie do zniesienia, powinieneś od niej odejść i nie oglądać się za siebie (skoro nie możesz jej zmienić). Jeśli jednak uważasz, że jej zachowanie i nastroje są tylko przykre czy kłopotliwe, musisz zdać sobie sprawę z tego, że zawsze będzie ci się taka wydawać: z męskiej perspektywy, kobieta zawsze zdaje się być chaotyczna i skomplikowana.

Następnym razem, kiedy zauważysz, że starasz się „naprawić” kobietę, żeby nie (uzupełnij puste pole), rozluźnij się i okaż jej miłość, dotykając ją i mówiąc, że kochasz ją, kiedy jest taka (cokolwiek wstawiłeś w puste pole). Obejmij ją lub walcz z nią albo wrzeszcz i krzycz, ale nie staraj się skończyć z tym, co cię tak wkurwia. Zamiast starać się skończyć z tym, co cię tak drażni, praktykuj miłość. Nie unikniesz bójek z kobietą. Naucz się odnajdywać humor w niekończącym się dramacie emocji, który ona zdaje się uwielbiać. Miłość, którą potęgujesz, może przemienić jej zachowanie, ale nigdy nie sprawi tego twój wysiłek wkładany w jej „naprawę” ani twoja frustracja.

Świat i kobieta zawsze będą dostarczać ci nieoczekiwanych wyzwań. A ty albo żyjesz w pełni, ofiarując swój dar pośród tych wyzwań, nawet dzisiaj, albo czekasz na wyimaginowaną przyszłość, która nigdy nie nadejdzie. Mężczyźni żyjący głęboko, to mężczyźni, którzy nigdy nie czekają: na pieniądze, bezpieczeństwo, spokój czy kobietę. Poczuj, co chcesz złożyć w darze najbardziej, swojej kobiecie i światu, i zrób co tylko możesz by ofiarować go dzisiaj. Każda chwila kiedy na coś czekasz to chwila zmarnowana, a każdy zmarnowany moment zakłóca jasność twojego celu.

Do dzieła chłopaki, realizujcie się w tym, co Tu i Teraz. Wszelkie Wyspy "Będę" natychmiast należy zatopić w oceanie Jestem, akceptuję, słucham, patrzę, akceptuję, obejmuję...

I dziękuję z serca każdemu, który to zrobi - dla siebie i dla nas, kobiet, które już dawno przestały czekać.

wtorek, 1 grudnia 2015

Jeżeli Chcesz Zmienić Świat, Kochaj Kobietę

Bogini Kali, moc kreacji,
zmiany, destrukcji i tworzenia
Kochane Kobiety, Świątynie Boga i Kochani Mężczyźni, Strażnicy Świątyni!

Dziś odkrył mnie ten właśnie poemat. Nie powiedziałabym tego lepiej, mocniej, bardziej wyraziście. Nawet po owej pamiętnej nocy dwa tygodnie temu, spędzonej z dwiema innymi Boginiami, nocy której spontanicznie razem wykrzyczałyśmy zew wyzwolenia z patriarchalnego umysłu… Nie, dziś nie oddałabym tego lepiej… Dlatego, z ukłonem oddaję głos autorce tej pięknej pieśni współczesnej Kobiety Wiedzy, Lisie Citor:

Jeśli chcesz zmienić świat... kochaj kobietę – prawdziwie ją kochaj. Znajdź tę, która przywołuje do swojej duszy, która nie tworzy uzasadnienia. Wyrzuć listy kontrolne, przyłóż ucho do jej serca i słuchaj.


Usłysz imiona, modlitwy, pieśni każdej żywej istoty – każdej skrzydlatej, każdej futrzastej i łuskowatej,każdej podziemnej i podwodnej, każdej zielonej i kwitnącej,każdej jeszcze nienarodzonej i tej umierającej


Usłysz ich melancholijne pochwały zwrócone ku Temu, który dał im życie. Jeżeli nie usłyszałeś jeszcze własnego imienia, nie słuchałeś wystarczająco długo. Jeśli twoje oczy nie są wypełnione łzami, jeśli nie kłaniałeś się u jej stóp, to nigdy nie odczuwałeś smutku prawie ją tracąc.


Jeśli chcesz zmienić świat... kochaj kobietę - jedną kobietę bardziej od siebie, bardziej niż pożądanie i przyczynę,bardziej niż swoje męskie preferencje wieku, piękna i różnorodności i wszystkie powierzchowne pojęcia wolności.


Daliśmy sobie tak wiele wyborów a zapomnieliśmy, że prawdziwe wyzwolenie pochodzi od stojącego w środku duszy ognia i przepalania się przez naszą odporność na Miłość. Jest tylko jedna Bogini. Spójrz jej w oczy i zobacz - naprawdę zobacz czy ona jest niosącą topór do ścięcia twojej głowy. Jeśli nie, odejdź. Właśnie teraz.
Bogini Kali odcinająca głowę iluzjom i depcząca (patriarchalne) Ego


Nie trać czasu na "próby".Wiedz, że twoja decyzja nie ma z nią nic wspólnego, bo ostatecznie to nie z kim, ale kiedy zdecydujemy się poddać.




Jeśli chcesz zmienić świat ... kochaj kobietę. Kochaj ją za życie – bardziej od swojego strachu przed śmiercią, bardziej od swojego strachu przed byciem manipulowanym przez Matkę wewnątrz własnej głowy.


Nie mów jej, że jesteś gotów umrzeć dla niej. Powiedz, że jesteś gotów z nią ŻYĆ, zasadź drzewa z nią i patrz jak rosną. Bądź jej bohaterem, mówiąc jej, jak piękna jest w majestacie wrażliwości, pomagając jej pamiętać każdego dnia, że jest Boginią poprzez swoje uwielbienie i oddanie.


Jeśli chcesz zmienić świat ... kochaj kobietę we wszystkich jej twarzach, przez jej wszystkie pory roku a ona uzdrowi cię z twojej schizofrenii, twojej podwójnej analizy umysłowej i połowie odczuć z serca, która utrzymuje twojego Ducha i ciało w separacji, która utrzymuje cię w samotności i zawsze szuka poza Jaźnią czegoś co sprawi, że twoje życie będzie warte życia.

Ma'at, egipska Bogini Prawdy, Ta, która Wie Jak Jest


Zawsze będzie jakaś inna kobieta. Wkrótce ta nowa błyszcząca będzie tą starą nudną a ty znowu staniesz się niespokojny, handel kobietami jak samochodami, handel Boginiami dla posiadania najnowszego obiektu swojej żądzy. Mężczyzna nie potrzebuje więcej możliwości.


Tym czego potrzebuje mężczyzna jest Kobieta, Droga Żeńskości, cierpliwości i współczucia, nie poszukiwania, nie bezczynności, oddychania w jednym miejscu i zatapiania głęboko splątanych korzeni wystarczająco silnie, aby utrzymać Ziemię razem kiedy ona otrzepuje się z cementu i stali na jej skórze.


Jeśli chcesz zmienić świat ... kochaj kobietę, tylko jedną kobietę. Kochaj i chroń ją, jakby była ona ostatnim świętym naczyniem. Kochaj ją poprzez jej lęk przed byciem porzuconą w którym była trzymana przez całą ludzkość.


Nie, rana nie może być uleczona przez nią samą.

Nie, ona nie jest słaba w jej współzależności.

Dodatkowo, znalezione w sieci:

http://www.filmsforaction.org/watch/today-i-rise/

wtorek, 3 listopada 2015

Matka Boska i Królowa Anglii - pole silnej kobiety i co z tego wynika

Witajcie Drogie Dziewczyny (i Wspaniali Panowie, tak wiem, że też podczytujecie ;) !

Witajcie po długiej "przerwie kawowej" - dla mnie pełnej między krajowych i między wymiarowych podróży, niespodziewanych spotkań z niezwykłymi Istotami, okraszanych zagryzaniem międzykulturowych ciasteczek z przyprawami oraz rozkoszowaniem się nieskończonymi możliwościami wyboru trakcji w czasoprzestrzeni, w którą się właśnie tu i teraz wybieramy. W stroju kosmonauty lub wieczorowym. W dresie lub w pidżamie.


Moje trakcje wiodły ostatnio między innymi do Londynu, Królestwa pięknej brytyjskiej wymowy, ujednoliconych, krytych kamieniem domów, czystych chodników i równych dróg, estetycznie przystrzyżonych żywopłotów oraz… kultu Królowej, a nawet Królowych.

Nie jest moim zamiarem zalewać Was strumieniem wiedzy historycznej czy nawet socjopolitycznej. Chcę tu tylko podzielić się jednym mocnym, sugestywnym i czysto subiektywnym wrażeniem.

Jako, że przyleciałam do Londynu nieco wcześniej, niż planowane przez Michała warsztaty z moim udziałem, postanowiłyśmy z Michała żoną, Moniką oraz ich rozkosznym synkiem, Adasiem skorzystać z pięknej jesiennej pogody i powędrować sobie do Hide Parku.

Hide Park, jak może niektórzy wiedzą, dzieli się na dwie części, wyodrębnione poprzez most zbudowany nad wąskim lecz długim jeziorem. Jedna część, bliższa Buckingham Palace, jest wielka, pełna ludzi piknikujących lub karmiących kaczki i łabędzie, koni galopujących pod wodzami miłośników szkółek jeździeckich, osób spoczywających na leżakach, dzieci biegających po alejkach i par zanurzonych w swoich mikro-światach.


Z początku obraz taki wydaje się sielankowy i można odczuwać wielką przyjemność z patrzenia na ludzi, którzy nigdzie się nie spieszą, z obserwowania zachwytu dzieci, które podziwiają jedzące kaczki, z unoszącego się spod końskich kopyt, pełnych dynamizmu kłębów pyłu, które zasłaniają na chwilę horyzont...

Jednak od pierwszych chwil przebywania w tej części parku miałam wrażenie "obniżanych wibracji". Czułam wyraźnie, jak moje własne wibracje potrzebują dodatkowego wsparcia, aby mogły utrzymać się na właściwym poziomie pełnej radości, akceptacji, łagodności i błogości. Z początku pomyślałam, że owe niezbyt pozytywne energie pochodzą od ludzi, dla których najwidoczniej Hide Park jest najkrótszą drogą do pracy, a którzy - starannie i elegancko ubrani - od czasu do czasu komentowali mijane przy jeziorku ptaki zdaniami takimi jak: "oh, it's disgusting!", "look, they poo everythere…", "what a dirty smell" i tym podobnymi. Jednak poczynione w trakcie robienia zdjęć obserwacje socjologiczne pozwoliły mi spojrzeć na te zdarzenia z innej perspektywy.

Zachwycona "mimo wszystko" (znacie słynne porady Matki Teresy?) przemierzałam trawniki w poszukiwaniu ciekawych ujęć, podczas, gdy Monika usypiała dziecko w wózku. Nie sposób było nie zauważyć, że wśród spacerowiczów i odpoczywających wyraźnie przeważają przedstawiciele kultury muzułmańskiej. Właściwie jest ich tam więcej, niż rozwrzeszczanych, poszukujących jedzenia ptaków. 
Sen okazuje się dosyć gęsty i chaotyczny.

W pewnym momencie widzę grupkę złożoną z dwóch mężczyzn, kilku symbolicznie zakwefionych kobiet i wielu dzieci, którzy ułożywszy leżaki w podkowę układają się do wspólnego radowania się chwilą. Urzeka mnie ich wspólnotowość i jedność. Jednocześnie, robiąc zdjęcie, dostaję wyraźny i dość agresywny sygnał, aby tego nie robić. Islam, inny świat. Miejsce kobiet pod mężczyznami. Miejsce chłopców nad dziewczynkami. Hermetyczna społeczność. Pozostali to "inni", "obcy". Niewierni. Brać od niewiernych zasiłki nie oznacza uznać ich za równych przed Allahem.




Przyszedł czas na dalszy spacer. Przechodząc przez mostek zauważamy odbywającą się po drugiej stronie ścieżki sesję zdjęciową. Obok zaparkowanych kilka samochodów z najwyższej półki. Ludzie kręcący się wokół statywów i ekranów. Przystojny model, oparty o barierkę. Prawdopodobnie dla jednego z magazynów modowych. Albo dla sieci galerii. Świat pośredni, bardo mostu, sen ulega zmianie, wyraźnie rozrzedza się i rozświetla.

Wchodzimy znowu w park. W drugą jego część. Od razu daje się odczuć skok wibracyjny. Energia jest niezwykle czysta, delikatna, można wręcz powiedzieć - mistyczna i eteryczna. Nawet trawa wygląda inaczej. Alejki wydają się bardziej równe, przestronne i niemal puste. Drzewa rosną gęściej a stare domki wydają się zapraszać, aby poznać ich tajemnice. Nie mam pojęcia o co chodzi, czemu zawdzięczamy tak wielką energetyczną zmianę w ramach jednego parku. Obserwuję. Dochodzimy do Pomnika Zdrowia Fizycznego. Przedstawia konia stojącego "dęba"wraz z jeźdźcem i faktycznie emanuje mocą i wigorem.

Dalej alejka wiedzie ku ceglanym zabudowaniom. Jak się okazuje jest to skromny i surowy z wyglądu letni pałacyk Królowej Wiktorii. Jednakże przejście między niewielkim stawikiem a pałacem ozdabia pomnik innej królowej, aktualnie panującej Elżbiety II. Oglądamy królewskie wnętrza, korzystamy z królewskich toalet. Spotykamy wyłącznie uprzejmych i uśmiechniętych ludzi. Wciąż nie mam pewności co do przyczyn tak wyraźnych różnic energii pierwszej i drugiej części parku. Wędrujemy poprzez piękną oranżerię ku kolejnemu budynkowi. Jest to restauracja. Widzę siedzących na zewnątrz ludzi, wesołych i pięknie ubranych. Zupełnie inny obraz od pełniącego analogiczną funkcję baru przy dużym jeziorze w części "arabskiej". I oczywiście - ani jednej zakwefionej kobiety, ani jednego otyłego, ciemnoskórego mężczyzny z fanatyzmem w oczach.




Dzieci bawią się na trawnikach z rodzicami bez nadmiernego hałasu. W porównaniu z poprzednim kawałkiem hide-parkowego spaceru ten rejon wydaje się wręcz wyludniony, tak jakby niektórzy ludzie wstydzili się lub obawiali tu przebywać. Ponawiam pytanie: "dlaczego?". Przecież jest tu piękniej i bardziej komfortowo. Oczywiście wiadomo, że jakość nie idzie w parze z ilością. To, co jest skutkiem, jest także przyczyną. Ale w takim razie - co wypycha te wszystkie (skądinąd skłonne do terytorialnej ekspansji) arabskie rodziny z drugiej części parku? Co nie pozwala tu przychodzić malkontentom z klasy średniej, poszukującym jedzenia bezdomnym, utrzymującym się z zasiłków Arabom?

Pojawia się tylko jedno wyjaśnienie: energia Królowej. Królowa dumnie strzeże tej części parku i sprawia, że akceptowalne są tutaj tylko energie współgrające z arystokratyczną, pełną godności i taktu nutą. Ale przecież nie o Królową tu chodzi. Królowa to tylko symbol, to czynnik organizujący podświadomość w taki sposób, że tylko to, co współbrzmi (i Ci, którzy współbrzmią) z tą nutą jest (są) w stanie odnajdować swoje miejsce w okolicach Pałacu Wiktorii. Pełna mocy, nie znosząca sprzeciwu i domagająca się szacunku energia kobieca, której fluid roznoszony jest przez wiatr, widocznie nie dociera na drugą stronę mostu. Tam jest miejsce dla wszystkich. Tutaj tylko dla tych, którzy chcą i potrafią się dopasować.

Tak się składa, że w kilka tygodni później, na prośbę rodziny, jadę do Fatimy w Portugalii. I tutaj niewątpliwie panuje żeńska energia, składa się cześć Królowej Niebios. Niektórzy twierdzą, że cud fatimski był w istocie największym w dziejach Ziemi kontaktem z cywilizacją pozaziemską, że był potężnym zjawiskiem elektromagnetycznym, które oglądały tysiące ludzi jednocześnie. A jednak - cokolwiek wydarzyło się na tej polanie i z kimkolwiek kontaktowało się troje pastuszków - tamto wydarzenie przybrało postać Matki Boskiej. I trwa nadal, jako wielki kult maryjny. Wiadomo, że dzieci aresztowano, próbowano także uniemożliwić im rozprzestrzenianie pozyskanych informacji. Wreszcie Kościół Katolicki uznał, że warto "wcielić" w swoje łono rozszerzający się kult. Dziś plac fatimski jest większy od watykańskiego. A niegdyś sielska kapliczka stoi zabudowana tak starannie ze wszystkich stron, że prawie jej nie widać. I nie łatwo jest poczuć oryginalną energię "objawienia". Trzeba się najpierw przebić przez sufit, będący energetycznym odpowiednikiem drewnianej boazerii dachu budowli, która niemal styka się z dachem dawnej polnej kapliczki. Tutaj, w świecie rządzonym przez mężczyzn, piękna matczyna energia została jednak ograniczona, ujarzmiona w ramach dozwolonych odgórnie, przez mających władzę mężczyzn w sutannach.

czwartek, 11 czerwca 2015

Drogie moje, siostry i przyjaciółki!

Przyjechaliśmy znowu w czwórkę do Polski.
Przedwczoraj byłam z dwójką moich dzieci w Warszawie.
Wybrałam aby zrealizować tam dwie misje:

1. audycję w radio o kobietach XXI wieku "Dialogi na obcasach" (możecie sobie posłuchać w Radio Polska Live), dzięki której spotkałam jeszcze jedną absolutnie niesamowitą kobietę i siostrę, Monikę Czachowską oraz
2. spotkanie z kimś, kto przez wiele lat był mi bardzo bliski...i nadal okazał się być jednym z najbardziej niezwykłych mężczyzn, jakich można spotkać na tej Ziemi.

Wnioski:
1. PODĄŻAJ ZAWSZE ZA SWOJĄ EKSCYTACJĄ, ZA BŁOGOŚCIĄ, ZA GŁOSEM INTUICJI.
2. JEŚLI RAZ KOGOŚ NAPRAWDĘ POKOCHASZ - POKOCHASZ GO NA ZAWSZE.
3. KOBIETY SĄ SILNE I MĄDRE, MĘŻCZYŹNI SĄ WRAŻLIWI I CIEPLI.

Kochane pamiętajcie, proszę szczególnie o tym ostatnim. Zakładam, że o dwu pierwszych zasadach nie musicie sobie przypominać jako istoty ze wszech miar świadome i intuicyjne. Jednak nie zawsze takie oczywiste może być twierdzenie, że Wy jesteście cudowne i Wasi mężczyźni są cudowni. Dajcie sobie tylko przestrzeń i prawo, aby to zobaczyć. Pierwszym krokiem do tej przestrzeni jest odpoczynek, szacunek do siebie, nie robienie niczego z "powinności".
Oto zachęta moja i mojej rozbrykanej córeczki:




Odpocznij tak bardzo, że poczujesz potrzebę działania. Nie czekaj, aż Twoje ciało wykreuje chorobę, abyś miała "pretekst" do leżenia. Sprawy i rzeczy mogą poczekać. Ludzie też. Dawaj tylko kiedy Twoja bateria jest naładowana a Twoja energia buzuje, popycha Cię do radosnego tworzenia.

Odpowiedz sobie teraz uczciwie: CO ŁADUJE MOJĄ BATERIĘ?
Dla każdej z nas może to być inny stan istnienia, inne zajęcie, hobby, aktywność.
Moją metodą doładowania baterii jest pozostanie w samotności. Odpoczywam sama w domu lub za zamkniętymi drzwiami - z książką, pisanym tekstem albo w medytacji.
Może to być także samotność w lesie lub na plaży. Ale pod warunkiem, że jest niewątpliwie ciepło!
A Twoja metoda? Co sprawia, że odnawiasz siły, że chce Ci się działać?

Napisz, podziel się z innymi. Bądź liderką nic-nie-muszenia!





niedziela, 24 maja 2015

Witajcie dziewczyny!

Dziś zainspirował mnie filmik o kobiecie, która kiedyś....miała doskonałe ciało. Zrobiła to dla nas wszystkich i ... może za nas? Zobaczcie, zrozumcie i komentujcie - proszę, niech się dzieje!

Niech ciało zacznie być wreszcie kochane i szanowane ZA TO, ŻE JEST cudownym, służącym nam z całym oddaniem pojazdem do odbywania fizycznej podróży na fizycznej planecie.

Niech coraz więcej osób zobaczy, że aby zacząć "bawić się" w kreowanie własnego ciała warto najpierw naprawdę pokochać i docenić TO, KTÓRE JUŻ MAMY.

Wystarczy kliknąć link.

http://www.hefty.co/love-your-body/

I pamiętajmy, kiedyś boginie wyglądały tak:

Nie namawiam do otyłości. To niezdrowe i niewygodne.

Ale namawiam każdą z Was, abyś dziś stanęła przed lustrem i powiedziała do tego-wszystkiego-co-tam-właśnie-widzisz: "dziękuję, że mi służysz, kocham Cię i obiecuję Cię szanować zawsze i wszędzie, mój drogi pojeździe".

Przypominam, paradoks zmiany powoduje, że zmieniać konstruktywnie możemy dopiero to, co najpierw zaakceptujemy!